W naszym prywatnym rankingu Wenezuela dostaje 10 punktów za kontakt z przyrodą i 1 punkt za jedzenie, a i ten wyłącznie dzięki samodzielnie przyrządzanym posiłkom.
Nasza trasa: Warszawa -- Caracas -- Isla Margarita -- Ciudad Bolivar -- Delta Orinoko -- Merida -- Coro -- Choroni -- Warszawa
To była nasza pierwsza wyprawa już jakby w czwórkę, z 3,5 letnią córeczką i 5 miesięcznym synkiem w brzuchu mamy.
Wylądowaliśmy na lotnisku w Caracas i poza jedną nocą w pobliskim hotelu Catimar (oferującym transport z lotniska) to był właściwie nasz jedyny kontakt z tym, otoczonym dość złą sławą miastem.
Autokarem i promem dotarliśmy na Isla Margarita, gdzie zatrzymaliśmy się w rewelacyjnym hostelu Villa Serena prowadzonym przez dwie Belgijki i zamieszkanym głównie przez podstarzałych hipisów rezydentów. Basen, ogólnodostępna kuchnia z jadalnią, wielki ogród z mnóstwem miejsc do siedzenia, gadające papugi, żółwie, psy i koty, lodówka z zimnym piwem (też bezalkoholowym) i doborowe towarzystwo z całego świata, czyli wszystko czego trzeba rodzinie z dziećmi, by dobrze rozpocząć podróż z dzieckiem. Z hostelu blisko było nie tylko na plażę (gdzie każdego ranka można było nabyć pyszne ryby prosto z kutra) , ale też do całkiem sympatycznego parku wodnego, z dużą ilością atrakcji dla mniejszych i większych szkrabów. Dla kobiet w ciąży w cenniku była odrębna, ulgowa taryfa, pewnie dlatego, że w odmiennym stanie można jedynie dryfować w pozycji poziomej.
Zanim znudziło nam się plażowanie, spędziliśmy kilka dni na Playa el Aqua, malowniczej i niezwykle pustej, jak na największą plażę jednego z wiodących „kurortów” Wenezueli. Zresztą cały kraj okazał się być mocno po sezonie. Właściwie jednyni turyści jakich spotykaliśmy, to ci, którzy skorzystali z tej samej promocji Lufthansy, co my. Na trasie można ich było rozpoznać po charakterystycznych kocach, „pożyczonych” z samolotu.
Po kilku dniach wyruszyliśmy dalej. Najpierw 5 godzin na nadgryzionym zębem czasu promie Conferry do Puerto la Cruz, a stamtąd kolejne parę godzin bardzo wygodnym autokarem do Ciudad Bolivar. Linii autobusowych jest w Wenezueli bez liku. Wystarczy dotrzeć na dworzec autokarowy, gdzie wszystkie mają swoje punkty sprzedaży biletów. Na dłuższe, nocne trasy lepiej wybierać nowoczesne autokary, z klimatyzacją, wygonymi rozkładanymi siedzeniami i toaletą. Niektóre z nich mają swoje strony inernetowe, gdzie można sprawdzić ceny i trasy, np. Aeroexpresos, czy Global Express.
Ten etap podróży dokładnie zaplanowaliśmy jeszcze w Polsce. Wenezuela słynie z pięknej przyrody i ogromu możliwości, jeśli chodzi o jej eksplorowanie. Nie wszystkie atrakcje nadają się jednak dla mamy w ciąży i z kilkuletnim dzieckiem (odpadły górskie wspinaczki, czy kilkudniowy trekking do wodospadów Salto Angel). Nasz wybór padł na Deltę Orinoko i chyba nie mogliśmy lepiej trafić. Delta okazała się jednym z najbardziej ekscytujących miejsc, jakie mieliśmy okazję odwiedzić w trakcie wszystkich naszych dotychczasowych podróży. Ale po kolei.
Wyprawy do Delty organizuje bardzo wiele lokalnych biur podróży, można je zarezerwować przez internet z wyprzedzeniem, bądź już po przyjeździe do Ciudad Bolivar. My trafiliśmy na Gekko Tours, prowadzone przez mieszkających w Wenezueli Niemców, którzy dawno temu wpadli w objęcia lokalnych piękności i zabawili na dłużej. Gekko nie tylko pośredniczy w organizowaniu wypraw w głąb kraju, ale też dysponuje własnym hostelem, piękną, położoną na przedmieściach Ciudad Bolivar Posada La Casita. Taki układ bardzo nam odpowiadał. Kiedy późnym wieczorem dotarliśmy do miasta, odebrał nas kierowca z posady.
Kolejne dwa dni spędziliśmy bycząc się nad basenem, dokarmiając małpy i kapibary i bawiąc się z innymi zwierzętami, których na terenie posady nie brakowało. Zwiedziliśmy też Ciudad Bolivar, powolne miasto z pięknymi kolorowymi, acz obdrapanymi, willami, promenadą nad Orinoko i porażająco skromną ofertą kulinarną. Koniec końców zdecydowaliśmy się na arepy z pysznym białym serem (jeden z nielicznych lokalnych smakołyków) i hot dogi z ulicznego straganu.